Siema, nazywam się
Margot Jackson mam 15 lat i jestem zwykłą nastolatką, mającą na ogół zwykłe
problemy, które zazwyczaj mają dzieciaki w moim wieku typu: o matko, ale ja
jestem gruba, nikt mnie nie lubi, kiedy znajdę chłopaka i tym podobne. Nie! W
moim przypadku moje problemy wykraczają poza normę i to bardzo. Stwierdzono u
mnie ADHD i dysleksje. Siedzenie na lekcji to dla mnie udręka rozpiera mnie
nieokiełznana energia czasem wymyka się spod kontroli i zazwyczaj a raczej
zawsze muszę coś zniszczyć lub doprowadzić do wybuchu, czego skutkiem jest
wywalenie ze szkoły. Zostałam już wyrzucona z kilku szkół, nigdy się nie
zdarzyło bym była jednej szkole dłużej niż rok. Jeśli chodzi o moje stopnie to
są one przeciętne albo gorzej. Powód ADHD i dysleksja. Jak wyglądam nic
ciekawego poza tym, że mam kruczo czarne włosy a moja mama to blondynka i oczu
też po nie odziedziczyłam, bo ona ma brązowe jak na złość a moje są
zielono-niebieskie? O reszcie nic nie mówię, bo nie warto wspominać.Ach tak!
Moja mama to Sara Jackson niezmiernie miła kobieta. Mam też w ogóle nie podobną
do mnie siostrę Jessie, która w przeciwieństwie do mnie to wcielenie spokoju.
Czasem się zastanawiam czy ja czasem nie jestem adoptowana. Mieszkam w Nowym Jorku na Manhattanie.Uwielbiam pływać , należę do klubu pływackiego , otrzymałam parę złotych medali ( haha już się przechwalam). Lubię też dać upust mojej energii na
zajęciach szermierki. Jeżdżę też konno od dziecka. Czy mam jakąś przyjaciółkę
lub przyjaciela niestety nie jestem tak zwanym outsiderem, omijam wszystkich
szerokim łukiem? Do nikogo się nie odzywam, ze szkoły wracam sama w milczeniu. W szkole jest parę osób, których szczerze nienawidzę na przykład Pani Glue od matematyki , która się na mnie uwzięła prawie codziennie bierze mnie do odpowiedzi. Kolejną osoba na mojej liście to Carla i jej spółka Sam i Jane, trzy jędze , które wiecznie muszą mi docinać , dogadywać, szturchać a jak im odpyskuje lub którąś z nich walnę to już pozostałe lecą naskarżyć na mnie pani Glue a ta następnego dnia mnie pyta albo każe mi zostać po lekcjach.( najchętniej po rozstrzeliwałabym je wszystkie grr...)Jedyną znośną nauczycielką w mojej szkole jest pani Johnson od historii , jest zabawna opowiada nam kawały na lekcji , nie zadaje prac domowych , rzadko pyta , ma kolekcję greckiej broni. Ale tego nie fortunnego dnia wszystko zaczęło się sypać. Gdy mieliśmy już
wchodzić do sali, pani Glue odciągnęła mnie na bok i kazała iść za sobą.
Zaczęłam się zastanawiać, co zaś przeskrobałam, ale tym razem nic złego nie
zrobiłam. Gdy miałam ją spytać, o co chodzi z jej ciała zaczął unosić się dym i
zapachniało spalenizną. Z pleców wyrosła jej para nietoperzach skrzydeł, kły
się wydłużyły a palce były już zakończone haczykowatymi szponami. Zanim się
spostrzegłam potworzyca rzuciła się na mnie z krzykiem. Nagle pojawiła się pani
Johnson, która krzyknęła:
-
Poszczaj ją!
-
NIE! - Odparła pani Glue nie stępując.
Jej szpony wbijały się w moje ramiona tak mocno, że ból był nie do zniesienia i
z powstałych ran zaczęła się sączyć z nich krew, która kapała na podłogę. Nagle
pani Johnson wyciągnęła długopis i rzuciła mi go krzycząc:
- Naciśnij
przycisk!
Nacisnęłam
i ręce nie trzymałam już długopisu tylko pół metrowy dwusieczny miecz. Cięłam
nim nauczycielkę od matematyki a ta zmieniała się w garść prochu. Spadłam z
impetem na podłogę, wstawiając dotknęłam swoich ramion piekły, rany były
głębokie. Z każdą próbą ruszenia nimi dodawałam sobie bólu. Miecz, który
trzymałam zaczął mi ciążyć w ręce, zrobiło mi się słabo, ale postanowiłam, że
nie zemdleje. Znów nacisnęłam przycisk, miecz z powrotem zamienił się w zwykły
długopis. Schowałam go do kieszeni. Nie mogłam się ruszyć rany tak strasznie
piekły, stałam obolała, gdy pani Johnson krzyknęła do mnie:
-
Margot uciekaj jesteś w niebezpieczeństwie biegnij do domu i powiedz mamie, że
to ja kazałam Ci wrócić i masz daj jej te kartkę będzie wiedziała, co robić ja
muszę zająć się resztą klasy nie mogę iść z tobą. NA, CO CZEKASZ RUSZAJ!!!
Posłuchałam,
zabrałam kartkę od pani Johnson, wybiegłam z budynku, złapałam taksówkę i
pojechałam nią prosto do domu. Wpadłam do mieszkania tak gwałtownie, że moja mama
o mało, co nie wyskoczyła ze skóry, zrobiłam, co pani Johnson prosiła, gdy to
zrobiłam mama pobiegła do pokoju Jessie, coś jej powiedziała potem napisała coś
pospiesznie na kartce, poszła do swojej sypialni wyciągnęła spod łóżka plecak
już zapakowany, podała mi go i zaczęła opatrywać mi rany. Gdy skończyła, kazała
zejść do samochodu i zaczekać w nim, a sama poszła do sąsiadki coś jej szybo
powiedziała i wręczyła kartkę. Siedziałam w aucie, mama przyszła i gdy wsiadła
ruszyła. Jechałyśmy główną drogą Nowego Jorku i postanowiłam, że spytam:
-
Mamo, co się dzieje?
-
Jesteś w niebezpieczeństwie, muszę cię zawieść do obozu, do twojego brata on ci
wszystko wyjaśni i zaopiekuje się tobą!
-,
Jaki obóz i jakiego brata?
-
Margot ja nie jestem twoją prawdziwą mamą tylko twoją ciotką!
-,
Co?
-Tak?
Twoja mama oddała mi cię jak byłaś mała dla waszego bezpieczeństwa, bo gdyby
miałaby was oboje pod opieką naraziłoby to was na wielkie niebezpieczeństwo!
-
Dalej nic nie rozumiem?!
-
Moja siostra twoja mama to Sally Jackson.
-
A mój ojciec?
-
Twoim tatą jest bóg mórz, Posejdon. Jesteś dzieckiem boga i śmiertelniczki,
czyli półbogiem!
-
A mój brat?
-
Jesteście bliźniętami!
-,
Co?
-
Oboje macie tych samych rodziców i urodziliście się nie tylko w tym samym roku,
ale i miesiącu oraz dniu. Twój brat to Percy, znajdziesz go w obozie!
-A
pani Johnson?
-
Dyrektor obozu Chejron Ci wszystko powie!
-
Nie wierze!
-
Wkrótce zrozumiesz!
-
A mój brat wie o mnie?
-
Raczej nie, ale na pewno Ci pomoże tak samo jak pozostali!
-,
Jacy pozostali?
-
To nie czas na wyjaśnienia dowiesz się wszystkiego w obozie!
Gdy
to powiedziała usłyszałam wycie psów, ale nie takich normalnych, wyłoniły się z
pomiędzy drzew, kiedy już dojechałyśmy na miejsce. Te przerośnięte kundle
podążały za nami. Ciocia zatrzymał się i powiedziała:
-
Wysiadaj dalej niestety musisz iść sama!
Pożegnałam
się i ruszyłam przez las do obozu. Psie wycie i ujadanie było słychać coraz
bliżej. Zaczęłam biec by jak najszybciej oddalić się od tych zmutowanych psów.
Nagle zobaczyłam wynurzającego się za drzewa wielkiego czarnego psa z ogromnymi
zębami i łapani zakończonymi długimi pazurami. Zaczął na mnie warczeć i obnażył
kły. Szykował się do ataku, gdy mimo bólu w rękach wyciągnęłam magiczny
długopis nacisnęłam przycisk i kiedy urósł do wielości miecza cięłam nim psa a
ten tak samo jak pani Glue zamienił się kupkę prochu. Ale na jego miejsce
pojawiały się kolejne, nie miałam dość sił by wszystkie porozcinać mieczem
nawet gdybym to zrobiła, opadłabym z sił i bez wznawiania walki padłabym ofiarą
nowo przybyłych kundli. Nagle coś mi zaświtało przecież jestem córką Posejdona
wystarczy tylko znaleźć źródło wody i po psach powinno zostać ani śladu.
Zaczęłam się nerwowo oglądać wokół siebie, kiedy spostrzegłam oddalony ode mnie
o może 15 metrów strumień zaczęłam biec w jego stronę, banda wielkich kundli
ruszyła w pogoń za mną. Biegłam najszybciej jak mogłam, gdy dobiegłam
obejrzałam się za siebie by sprawdzić gdzie są moi wrogowie. Psy zaczęły
podchodzić w moją stronę ostrożnie jakby domyśliły się, co zamierzam zrobić.
Popatrzyłam w stronę strumienia, skupiłam cały swój umysł na wodzie w nim
płynącą. Woda zaczęła wirować, skupiłam się bardziej by podać jej kierunek
ataku. Kiedy tylko pomyślałam gdzie znajdują się psy odwróciłam obolałą rękę w
ich stronę a woda ruszyła na nie, pochłonęła je w wszystkie? Gdy opuściłam rękę
woda z powrotem wróciła do koryta. Ramiona piekły coraz bardziej, nagle
usłyszałam w swojej głowie męski głos:
- Woda da Ci siłę!!!
Posłuchałam,
zdjęłam bandaże i zanurzyłam ręce w wodzie a ona zaczęła podnosić się w stronę
ran. Chwilę później, po ranach nie zostało ani śladu. Gdy poczułam się lepiej
wstałam i ruszyłam dalej. Idąc zauważyłam bramę, na której widniał napis Obóz
Półkrwi, odczytanie go dziwnym trafem udało mi się. Doszłam do niej obok rosła
wielka sosna na jednej z jej gałęzi wisiał złoty materiał a u jej stóp leżał
zwinięty smok. Przeszłam koło niego a on ani drgnął. Zeszłam w dół wzgórza na
polanie u jego stóp dzieciaki młodsze, straszę lub nawet w moim wieku
pojedynkowały się na miecze albo włócznie. Inne strzelały z łuków, jeździły
konno lub też latały na pegazach (skrzydlate konie jakby ktoś nie wiedział).
Przeszłam obok nich jakbym dla nich była niewidzialna. Popatrzyłam przed siebie
ku mnie biegł chłopak z koźlimi nogami, co mnie już nie dziwiło, bo przed
chwilą zabiłam sforę psów za pomocą siły woli i jednego ruchu ręką. Zdyszany
dobiegł do mnie i powiedział:
-
Ty jesteś Margot?
-
Tak to ja.
-
Ok. To chodź ze mną.
Poszłam
za pół-człowiekiem i pół-kozłem zaprowadził mnie do dużego niebieskiego
budynku, który widziałam ze wzgórza. Weszliśmy do środka, w jego wnętrzu stał
stół pingpongowy wokół niego były ustawione krzesła i sofy. Wszystkie były
zajęte na każdym siedziała dziewczyna lub chłopak każde z nich różniło się od siebie,
ale było coś, co wszystkich łączyło, byli ubrani w pomarańczowe koszuli z nazwą
obozu a na szyjach mieli rzemyki każde miło inną ilość mój wzrok padł na blond
dziewczynę, która miała ich najwięcej. Jej oczy były szare i bystre niczym
sowie. Obok niej siedziało dwóch chłopców jeden chyba był ode mnie młodszy,
miał czarne włosy, oliwkową cerę i ciemnobrązowe oczy. Drugi to był chyba mój
brat bliźniak Percy, bo miał tak samo jak ja kruczo czarne włosy, niebiesko-
zielone oczy. Na jego rzemyku może były tylko trzy paciorki, ale na jednym z
nich był niebieski trójząb symbol naszego ojca. Koło stołu stał pół-człowiek,
pół-koń, co mnie dalej nie dziwiło.
Ten
pół-koń przemówił:
-
Witaj! Ty pewnie jesteś Margot?
-
Tak nie inaczej!
-
Dobrze, więc tak tymczasowo zamieszkasz w domku Hermesa dopóki twój ojciec Cię
nie uzna.
Gdy
tylko to powiedział, wszyscy zamarli, bo nad moją głową pojawił się znak
konkretnie zielony trójząb. Pół-koń przemówił ponownie:
-
Jednak jest już po wszystkim i raczej zamieszkasz od razu w domku Posejdona.
Percy może pokarzesz siostrze obóz i zaprowadzisz do domku żeby odpoczęła. Ale
jeszcze jedno pani Johnson powiedziała mi, że przybędziesz do nas z ranami na
ramionach, gdzie one są?
-
Nie mam już ich i nie potrzebuje odpoczynku, lepiej by było żeby Percy pokazał
mi gdzie jest plac do szermierki, bo mam tyle energii i będzie lepiej jak dam
jej upust podczas ćwiczeń.
Ta
moja odpowiedź zdziwiła wszystkich, pewnie się zastanawiają skąd się urwałam.
Gdy znów przemówił ten pół-koń ( to chyba był Chejron dyrektor obozu, którym
wspominała ciocia). Ale zanim to zrobił wtrąciła się dziewczyna o brązowych
włosach w jej oczach było widać wściekłość, chyba to była córka Aresa boga
wojny wskazywała na to jej potężna budowa i wściekłe spojrzenie:
-
Chejronie skoro ta nowa tak się rwie do ćwiczeń to jej potowarzyszę, co?!
-
Nie Clarisse? Odpuść! – Wtrącił się mój brat. - Zawsze musisz wyżywać się na
nowych!
-
Jackson nie mieszaj się to chyba twoja siostra bliźniaczka poradzi sobie, skoro
tobie udało się mnie wywinąć od kąpieli w toaletowej wodzie jej zafunduje
niezapomniany pojedynek.
-
Dobra –powiedziałam. –Ale to ja wybieram jak się będziemy pojedynkować, skoro
tak Ci na tym zależy Clarisse!?
Wszyscy
w sali zaniemówili, spojrzałam na brata miał strach w oczach. Puściłam do niego
oczko i się uśmiechnęłam pocieszająco. Przecież nikt nie wiedział, że ja
uczęszczałam na lekcje szermierki od dziecka, potrafię też świetnie jeździć
konno i po drugie umiem częściowo zapanować na wodą, ale nie wiem czy ty razem
też mi wyjdzie, no cóż podniosłam już rzuconą rękawice.
-
Niech tak będzie – powiedziała Clarisse – To wybieraj!
-
Chejronie! – Zawołali razem Percy, kozłonóg i blond dziewczyna.
-
Skoro, przyjęła wyzwanie, niech tak będzie przy okazji sprawdzimy ile potrafi?
Wszyscy
zamilkli, gdy przemówiła córka Aresa:
-
Dokonałaś już wyboru?
-
Tak, będziemy się pojedynkować na miecze, konno!
-
Dobra, może być!
Wszyscy
wyszliśmy z budynku, nagle Percy odciągnął mnie na bok i powiedział:
-
Wiesz, w co się pakujesz?
-
Tak wiem, chce zaryzykować, bo jak to mówią, „kto nie ryzykuje nie jedzie”
-
Margot proszę nie, nie wiem, co mnie słyszałaś, ale nie musisz robić równie
głupich rzeczy, co ja!
-Ale
Percy ja praktycznie nic o tobie nie wiem i nie wiem też, jakie głupie rzeczy
zrobiłeś?!
-Co?
-Tak
właśnie jest!
-
Dobra jak chcesz siostrzyczko, chyba cię nie przekonam!?
-
Nie martw się tak nie będzie tak źle!
-
Będę się martwić, bo jesteś moją siostrą do cholery, czy tego chcesz czy nie i
będę się zamartwiać żeby czasem Clarisse nie zrobiła Ci krzywdy. I PAMIĘTAJ ona jest nie obliczalna! A i jeszcze coś Clarisse słabo radzi
sobie, jeśli chodzi o jazdę konną nie ważne czy chodzi o pegaza czy też konia,
wykorzystaj to. POWODZENIA! Idź z Groverem da Ci zbroje i miecz!
-
Ok., Ale miecz mam swój!
-
Jak to?
Wyjęłam
długopis i podałam mu go. On nacisnął przycisk i po chwili trzymał w ręce
miecz.
- Ja mam taki sam , jedyne czym się różnią to nazwa ale nie czas na to idź się przygotować do pojedynku.
Poszłam
z Groverem (kozłonogiem) po zbroje dla mnie, ubrałam ją. Potem zaprowadził mnie
do stajni abym wybrał sobie konia. Było ich pełno, ale ja wybrałam trochę
narowistą i energiczną, młodą, karą klacz imieniem Mroczna, Grover powiedział
mi, że pegaz Percy ’ego nazywa się Mroczny i nie dziwne, że wybrałam właśnie
ją. Gdy ją siodłałam usłyszałam jej głos w mojej głowie (moja kolejna zdolność:
gadanie z koniowatymi za pomocą myśli nie dziwne mój ojciec je stworzył z
morskiej piany a jednak wiem coś ha):
-Hej, szefowo czas na przejażdżkę,
co?
- Nie nazywaj mnie szefową i to nie
będzie miła przejażdżka tylko pojedynek!
-Ok. Zrobię, co w mojej mocy by ci jak
najlepiej pomóc, szefowo!
- Dziękuje i przestań mnie tak nazywać!
Zamilkła,
wyprowadziłam ją ze stajni i dosiadłam. Grover poprowadził mnie na arenę mini
Koloseum gdzie wszyscy się zebrali, zaczęłam się denerwować, gdy w mojej głowie
odezwał się znów męski głos:
- Spokojnie dasz radę, skoncentruj się,
nie trać równowagi, nie daj się jej sprowokować jak już to ty ją sprowokuj,
wtedy zyskasz przewagę i ona nie będzie mogła racjonalnie myśleć, wykorzystaj
swoje umiejętności i atuty. Znajdź jej słabe punkty. Wierzę w Ciebie córeczko
tak samo jak twój brat i jego przyjaciele. POWODZENIA!
Nie
mogłam uwierzyć ten głos należał to mojego taty i to mnie zmotywowało, nagle na
arenę wjechała Clarisse miała na sobie zbroje i miecz w ręce, siedziała na
gniadym ogierze. Żadna z nas nie miała tarczy. Potem ona zmierzyła mnie
wzrokiem, wykorzystałam to i pewna siebie wyciągnęłam swój miecz, który
błyszczał w promieniach słońca. Uśmiechnęłam się szyderczo w jej stronę,
zaczęła kipieć ze złości. Gdy zabrzmiał gong ruszyła na mnie i z pełną siłą na
mnie natarła, sparowałam cios i sama zamachnęłam się na nią tak, aby straciła
równowagę i tak się stało. Zachwiała się, ale nie spadła. Pozwoliłam jej mnie
ciągle atakować, żeby się zmęczyła i tak się stało zaczęła słabnąć tak samo jak
jej ciosy. Wykorzystałam to i natarłam na nią z pełną siłą tak i tym razem się
zachwiała i spadła z konia. Żeby wyrównać walkę też zeszłam. Gdy się podniosła
zaczęłyśmy wymieniać ciosy. Clarisse słabła z każdy kolejnym ciosem, choć
mogłaby mnie z łatwością pokonać ze swoją posturą to ja byłam dla niej za
szybka, nie mogła na dążyć za moimi ciosami.
Postanowiłam to już zakończyć, więc wymierzyłam cios tak by ją pozbawić
miecza, ale zanim to zrobiłam ona cięła mnie i rozcięła mi ramię, drugim ciosem
rozcięła mi udo, potem policzek. Na koniec uderzyła mnie płazem miecza i
upadłam. Gdy chciała zadać ostateczny cios, ja przewróciłam nogami tak, że to
Clarisse zachwiała się, gdy ona próbowała ustać na nogach, ja wstałam znów
wymierzyłam i uderzyłam płazem miecza tak, że Clarisse straciła nie tylko
miecz, ale i równowagę. Udała a ja stałam nad nią i delikatnie żeby nie rozciąć
szyi przyłożyłam miecz go gardła i powiedziałam:
-
Tak Clarisse to był niezapomniany pojedynek!- Uśmiechnęłam się do niej
szyderczo, odeszłam chowając miecz. Zabrzmiał gong kończący po nim całe
Koloseum zaczęło klaskać i skandować moje imię. Uśmiechnęłam się do widowni,
ukłoniłam się, zabrałam Mroczną i wszyłam, a w głowie usłyszałam jej głos:
- Świetna walka, szefowo. Gratuluję!
-Nie udałoby się bez ciebie Mroczna,
jako nagrodę wieczorem przyniosę Ci jabłko i 2 kostki cukru, co?
- Tak byłoby świetnie, dziękuje!
Odprowadziłam
ją do stajni, rozsiodłałam, pogłaskałam i wyszłam, kiedy nagle w mojej głowie
zabrzmiał głos Posejdona:
-Brawo córeczko świetnie się spisałaś,
jestem z Ciebie dumny! Gratuluję!
-Dziękuje tato!- Pomyślałam
Z
zadumy wyrwał mnie głos Percy ’ego, biegł w moją stronę. Gdy do mnie dobiegł
powiedział:
-
Gratuluję zwycięstwa! Siostrzyczko to było niesamowite, gdzieś ty się tego
nauczyłaś?!
-
Na lekcjach szermierki. I jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz braciszku!
Uśmiechnął
się do mnie i poprowadził do naszego domku. Musieliśmy przejść przez plaże,
kiedy dotarliśmy zobaczyłam średniej wielkości domek o niebieskich ścianach,
które były pokryte muszlami obok niego był pomost. Percy wprowadził mnie do
środka a tam były dwa łóżka, dwie szafki nocne naprzeciwko szafy wypełnione
ubraniami. Podeszłam do mojej i wyciągałam z niej dżinsowe spodnie, obozową
koszulkę i kiedy chciałam iść do łazienki, Percy mnie zatrzymał:
-Hej!
Zaczekaj może najpierw zajmiemy się ranami- powiedział i wziął miskę, wyszedł,
gdy wrócił miał w rękach miskę, ale wypełnioną morską wodą. Postawił ją na
szafce, pomógł mi bezboleśnie zdjąć zbroje. Zabrał do ręki gąbkę zamoczył w
wodzie a potem delikatnie przejechał nią po moich ranach, które po kontakcie z
wodą zaczęły się zabliźniać, tak, że nie pozostał po nich ani śladu. Kiedy było
po wszystkim poszłam do łazienki, wzięłam krótki prysznic jak skończyłam
ubrałam się w świeżę ciuchy? Mój brat oglądał telewizje na kanapie, gdy
wyszłam, dołączyłam do niego. Niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi, więc
zawołałam:
Do
domu weszła blond dziewczyna, chłopak, co siedział na zebraniu obok niej i
Percy ’ego a razem z nimi dziewczyna o brązowych włosach i miłym uśmiechu.
Pierwsza odezwała się blond dziewczyna:
-
Hej! Ja jestem Annabeth, córka Ateny. To Nico, syn Hadesa i Silenia córka
Afrodyty. A ty jesteś Margot?
Wstałam
by się z nimi przywitać:
-Tak,
miło mi was poznać!
-
Nam też jest miło Cię poznać- odezwała się Silenia.
-
Chcieliśmy Ci pogratulować!!!- Powiedział Nico z uśmiechem na twarzy, co mi nie
pasowało za do syna Hadesa.
-
Dziękuje wam bardzo!
-
Ależ nie ma, za co? A tak poza tym masz cudowne, długie włosy!!!- Powiedziała
zachwycona Silenia
-
Dzięki! Może chcecie do nas dołączyć, urządzimy sobie festiwal filmowy!- Zaproponowałam
-
Dobry pomysł, może zbierzemy się po kolacji. Ale najpierw trzeba spytać się
Chejrona!?- Stwierdziła Annabeth
-
Dobra pójdę się spytać, jak ja z nim porozmawiam to na pewno się zgodzi!-
Powiedziała Silenia i pognała do Wielkiego Domu.
-
Za chwile kolacja to, chodźmy już, po niej dowiemy się czy Chejron nam
pozwolił!- Odezwał się Percy
Więc wyszliśmy wszyscy na kolację, przy naszym stoliku
siedziałam tylko ja i Percy, ponieważ byliśmy podzieleni według domków. Kiedy
skończyliśmy poszliśmy do ognia ofiarnego, aby złożyć ofiarę bogom. Gdy
wychodziliśmy z pawilonu jadalnego zatrzymała nas Silenia i obwieściła nam, że
możemy urządzić wieczór filmowy i spać w domu nr 3. Całą trójką poszliśmy po
Annabeth i Nico, po drodze poszliśmy do domku Afrodyty, po rzeczy Sileni
dołączył się do nas Charlie, syn Hefajstosa oraz Grover ze swoją dziewczyną
Kaliną. Za każdym razem jak kogoś mijaliśmy, ktoś nas zatrzymywał i mi
gratulował wgranej. Kiedy doszliśmy do domu nr 3, to przygotowaliśmy wszystko.
Potem usadowiliśmy się, ja siedziałam między Percy ’m a Nico, obok niego
siedział Charlie i Silenia. Koło Percy ’ego Annabeth, a tuż obok niej Kalina z
Groverem. Oglądaliśmy różne filmy od komedii romantycznych przez filmy
przygodowe, fantasy i filmy akcji aż po najstraszniejsze horrory. Zabawa była
przednia, śmialiśmy się, krzyczeliśmy ze strachu, jedliśmy przekąski, piliśmy
cole i gorącą czekoladę. Gdy oglądaliśmy jeden z horrorów ja i reszta dziewczyn
ze strachu przytulałyśmy się do chłopaków. Ann do mojego brata, Silenia do
Charliego, Kalina do Grovera ja do Nico, może i był ode mnie młodszy, ale
czułam się przy nim bezpieczna (spodobał mi się syn Hadesa, kto by pomyślał). W
między czasie opowiadaliśmy dowcipy, straszne historie, zabawne przygody z
naszego dzieciństwa, krótkie relacje z misji lub z życia w obozie itp.
Zasnęliśmy przytuleni do siebie nawzajem chyba około pierwszej rano. To na
pewno był najgorszy i najlepszy dzień mojego życia .